Nie wiem, od czego zacząć; tak wiele działo się na przestrzeni wieków... myślę jednak, że najlepiej jest zacząć - a jakże - od początku. Ściślej, od początku zniewolenia umysłów społeczeństwa, w kontekście najsłynniejszego ówcześnie "trio kontrolnego": instytucji Kościoła Katolickiego, mass mediów głównego nurtu oraz rządu Rzeczypospolitej Polskiej.
W 2011 roku napisałam obszerną pracę naukowo-badawczą, wyjaśniającą powiązania tych trzech podmiotów. Opierałam się na źródłach historycznych, książkach, prasie i osobistych doświadczeniach z tymiż bytami.
Od 1989 roku - i tzw. "okrągłego stołu" - rozpoczęła się masowa propaganda; wizerunek kreowany przez media sukcesywnie otumaniał społeczeństwo, które po prostu wierzyło w to, co mu się w danej chwili "wykładało na tacy".
Przeanalizowałam 12 lat medialnego przekazu informacji, który (w zależności od potrzeb rządzących w danym czasie) wykorzystywał "wiarę" tak, by ludzie po prostu uznali pewne zjawiska za, cytując klasyka, oczywistą oczywistość.
Wspomniana praca zajęła jednak 59 strony A4. To zdecydowanie zbyt dużo tekstu naraz dla przeciętnego Czytelnika. Zbyt dużo prawdy za jednym zamachem, żeby móc to wszystko przyswoić i przyjąć.
Dlatego też będę publikować ów tekst fragmentami, choć na sam początek chcę przedstawić przynajmniej pewien zarys paradygmatów, które dotyczą fundamentów egzystencjalnych większości Polaków.
Otóż niewątpliwie, w momentach lęku, strachu, niemożności odnalezienia właściwej drogi... ludzie zwracają się do Boga. Na polskim gruncie jest to jednak zwykle tożsame z oddawaniem swej energii Kościołowi Rzymskiemu, który wmawia ludziom, że tylko odkupienie naszych win gwarantuje nam bilet do Nieba. A całe stada potulnych "baranków", na klęczkach łaszą się o wybaczenie... ale czego? Narodzenia się i życia tu na Ziemi? I kto ma im wybaczyć? Bóg? Jezus Chrystus?
Nie chcę wnikać w chrześcijańską teologię ani też, broń Boże, wyśmiewać katolików i/lub chrześcijan. Chciałabym za to przekierować Twoją uwagę w stronę źródła, czyli Pisma Świętego. Przecież to jest właśnie fundament egzystencjalny każdego Polaka. Przynajmniej w teorii. Przecież na Boga, wiarę (i Biblię właśnie) powołują się ci wszyscy "władcy umysłów".
Mam więc pytanie: ilu z Was, katolików/chrześcijan, przeczytało Biblię? Ze zrozumieniem, rzecz jasna? Domniemam, że niewielu, dlatego spieszę z pomocą i - wybaczcie to wyrażenie, piszę je z pełnym szacunkiem - wyjaśnię Wam to jak krowie na granicy; pokażę czarno na białym, jak przez liczne dekady byliśmy po prostu oszukiwani. Manipulowani już od poziomu samej podstawy, "definiującej" rzekomo nasze współczesne życie.
Mawia się, że Bóg stworzył człowieka na swoje podobieństwo. Że Bóg to zupełnie odrębna od nas Istota, Byt, coś niematerialnego "tam na górze". Ktoś, kogo wyglądu nikt nie zna, ale każdy wie, że "ten ktoś" stworzył wszystko.
Trochę mało w tym logiki, ale coś Wam pokażę. Nie ma tu osądów. Nie ma wrogości. Będzie tylko analiza znanego nam tekstu w kolejności chronologicznej. Nie ma tu również - moim zdaniem - subiektywnej interpretacji. Poniżej zapoznasz się z logiczną analizą tekstu i ciągu przyczynowo-skutkowego.
Jeśli potrzebujesz zatrzymać się i coś przemyśleć - śmiało, zrób to. Na spokojnie. Niech prawda Cię prowadzi :)
Jak zatem głosi biblijna "Księga Rodzaju", świat wziął swój początek od SŁOWA; słowa użytego przez DUCHA bożego. Rozumiecie? Napiszę jeszcze raz: od SŁOWA DUCHA. Bóg opisywał swoje działania tworząc świat. Używał słów do określenia danych zjawisk (np. światło, dzień, noc) i elementów przyrody.
Proces kreacji trwał sześć dni, przy czym w szóstym dniu stworzony został człowiek. Do tego momentu wszystko jest dość jasne. Bóg-Duch stworzył świat za pomocą słów. Wykreował w ten sposób rzeczywistość, nazywając ją "dobrą".
A teraz, drogi Czytelniku, rozejrzyj się wokół. Widzisz przedmioty, które Cię otaczają. Znasz ich nazwy, a patrząc na nie potrafisz określić, do czego służą. Niemniej, najpierw pojawia się myśl. Myśl wyrażona słowami, która opisuje, a jednocześnie kreuje rzeczywistość wokół Ciebie.
Gdybyś jednak nie znał nazewnictwa, czym to wszystko byłoby dla Ciebie? Skup się na myśli. Czym ona jest? Skąd przychodzi? Czy używając danych słów opisujesz to, o czym myślisz w danej chwili? A jeśli tak, to jaką rzeczywistość tworzysz w ten sposób wokół siebie? Tutaj warto na moment zatrzymać się i oddać refleksji...
.
.
.
Idźmy jednak dalej. Znów nadmienię, że instytucja Kościoła wmawia nam, iż człowiek został stworzony w szóstym dniu. Tak, owszem; został stworzony, ale NIE JAKO ISTOTA LUDZKA.
Bóg na swój obraz stworzył mężczyznę i niewiastę. Logiczna interpretacja nasuwa się sama: patrząc na siebie w lustrze i spoglądając sobie w oczy, powinieneś zobaczyć analogię Boga w postaci męskiej i żeńskiej. Zdanie o "podobieństwie" jest powtórzone aż trzy razy.
Trzykrotnie podkreślono, że Bóg (w szóstym dniu) stworzył mężczyznę i niewiastę jako człowieka na swoje podobieństwo.
Dopiero po siedmiu dniach, a więc po całej kreacji, Bóg ulepił ciało i tchnął w ludzkie nozdrza tchnienie życia (boski oddech); z tekstu Biblii może zatem wynikać, że dopiero wtedy staliśmy się bytem materialnym. Dotykalnym.
Na początku człowiek jest tutaj bytem, energią, duszą... czymś, po prostu, niematerialnym - w postaci dwóch biegunowych pierwiastków. Męskiego i żeńskiego.
Przeczytaj raz jeszcze tekst z Księgi Rodzaju. Dokładnie. Staraj się jak najmniej interpretować - przeanalizuj możliwie chłodno każde zdanie po kolei. Niech nie zmyli Cię "drugi opis stworzenia człowieka". Tzw. drugi opis dotyczy dni już po pierwszym tygodniu, a samo rozszczepienie rozdziału drugiego zawdzięczamy najprawdopodobniej wykładni Kościoła Katolickiego.
Wniosek jest jeden: każdy z nas jest "bogiem" w wersji mikro; bytem składającym się z męskiej i żeńskiej energii. Swoimi myślami i słowami tworzymy rzeczywistość wokół siebie; pośrednio i bezpośrednio! Co prawda nie potrafimy "stwarzać" w sensie dosłownym, tzn. nie możemy tworzyć "czegoś z niczego"; nie zaprzecza to jednak wyraźnej analogii do Boga i samej teorii myślokształtów.
Możemy oczywiście założyć, że istnieje Bóg - Istota, która w niepojęty dla nas sposób jest bytem osobowym, przy czym będąc jednocześnie Źródłem wszechrzeczy, przenika poniekąd cały świat i nas wszystkich. Jednak nawet przy takim założeniu, każdy z nas jest na swój sposób połączony z tą Istotą. Każdy z nas ma również niepowtarzalne cechy i talenty, którymi - choć nie stworzyliśmy ich sami - możemy dysponować, i tym samym czynić ten świat lepszym miejscem.
Jak to jest naprawdę? Nie możemy tego wiedzieć na pewno - jeśli jednak istnieje wyżej zdefiniowany Bóg, z pewnością nie obraziłby się, gdybyśmy przestali prosić Go nieustannie o swoiste "wyręczanie" nas (Biblia zresztą nazywa to "wzywaniem Boga do błahych rzeczy"). Mamy przecież swoje unikalne dary i moc. "Iskrę bożą".
Nawet zatem w wierze w Boga, można znaleźć sporo miejsca na wiarę w nas samych. Każdy z nas tworzy rzeczywistość, opisując ją słowami. Dlatego tak ważne jest to, by odnosić się do siebie wzajemnie z szacunkiem, prawdą i miłością. Tak, żeby ten świat był po prostu DOBRY.
"Chcesz zobaczyć cud? Bądź cudem."
Morgan Freeman, "Bóg" ("Bruce Wszechmogący", 2003)
W kolejnej części przeczytacie o historii powstania Kościoła Katolickiego i jego bezpośrednim powiązaniu z ekonomią i polityką.
Dziękuję Norbertowi Paprockiemu za współpracę przy korekcie tekstu oraz spojrzenie na sprawę "z boku".
Moc jest z Tobą! :)
Comments